Sen

Śniło mi się, że J. powiedział mi, że nie jest moim prawdziwym mężem, że jest podstawiony, tak, jak każda osoba w moim życiu, a on musi mnie teraz zabić. Ale że będzie przy mnie do końca. Ma partnerkę, dzieci i nosi okulary. Byłam zrozpaczona, płakałam, że nie jest mój i wszystko w co wierzyłam w życiu to kłamstwo. Moi rodzice, teściowie, pies, wszyscy. A teraz muszę czekać na śmierć; podał mi jakiś specyfik, który miał opóźnione działanie. J. zajmował się tym zawodowo, na czyjeś zlecenie, ale nie dowiedziałam się na czyje. Pod koniec mogłam wyjść sama na chwilę i poszłam do jakiegoś futurystycznego centrum multimedialnego, w którym spotkałam mojego byłego chłopaka, K., z którym razem słuchaliśmy jakiegoś metalu płynącego z dziwnej maszyny na żetony. Nie poznał mnie, ale ja wiedziałam, że to kolejny aktor mojego życia. Zaczęłam uciekać, trafiłam do dziwnego pomieszczenia z anomalią dźwiękową i czułam, że umieram i że to już koniec. Pojawiła się moja mama i teściowa, żeby mnie pocieszyć, że nie jestem sama, gdy umieram, a razem z nimi pojawili się ludzie z mojego życia i nawet mój pies. Nie było tylko J., a ja bardzo płakałam, że nawet on, mój mąż, który nadal sensu mojemu życiu, jest aktorem, który udawał, że mnie kocha i wyciąga z depresji. Gdy już umarłam, pojawił się i położył mnie na podłodze, a wszyscy inni stopniowo znikali, nawet on, aż zostałam sama.

Kurwa, co za sen. Jeden z bardziej, jak nie NAJBARDZIEJ pojebany, jaki mi się śnił w życiu.

Kategorie