Sen

Śniło mi się, że jechaliśmy z J. pociągiem i mieliśmy wysiąść w Zgorzelcu. On wysiadł, a ja się zamyśliłam i pojechałam dalej – następną stacją był Szlezwik – Holsztyn. Wysiadłam tam i okazało się, że stamtąd nic nie jedzie do Zgorzelca, załamałam się, bo do tego mój telefon nie działał. Chodziłam po stacji w nadziei, że znajdę jakiegoś busa czy cokolwiek powrotnego i nagle na odległym peronie był duży pociąg, wsiadłam by zapytać dokąd jedzie i od pasażerów dowiedziałam się, że do Budapesztu przez Zgorzelec – zostałam w nim. Był to pociąg sypialniany, bardzo ciasny; telefon nadal nie działał. Nagle byłam w tym pociągu z J., zatrzymaliśmy się na egzotycznej, orientalnej stacji i postanowiliśmy zobaczyć co na niej jest – było mnóstwo śniegu, te tybetańskie kołowrotki i ludzie, którzy szli na nabożeństwo. Zabraliśmy jeden kołowrotek na szczęście o zaczęliśmy uciekać, bo nasz pociąg odjeżdżał – odjechał bez nas. Załamaliśmy się, ale podeszli do nas ci ludzie z nabożeństwa i zaprosili na jedzenie. Okazało się, że jesteśmy w Budapeszcie, a oni robią dla nas gigantyczny bigos-lawasz na drogę, bo chcą nas odesłać do Zgorzelca.

Później śniło mi się, że miałam zdążyć przed zamknięciem do sklepu na Dubois, bo zostawiłam tam telefon, ale były korki spowodowane marszem równości i kontrmarszem narodowców. Wysiadłam z tramwaju i poszłam pieszo wzdłuż narodowców. Okazało się, że źle skręciłam i trafiłam do ich tajnej bazy z bronią. Zamknęli mnie tam i musiałam tam żyć przez kilka lat; zdecydowałam się uciec i okazało się, że byłam tam kilka minut, a kobieta, która prowadzi sklep na Dubois wyjeżdża na mazury i nie może mi oddać telefonu, ale jak przyjdę do sklepu to ktoś mi go wyda. Nie widziałam się z J. bardzo długo bo nie mogliśmy się skomunikować bez telefonów. Odebrałam telefon i jak się spotkaliśmy to padliśmy sobie w ramiona przenosząc się do teatru klasztornego.

Kategorie